Komentarze: 13
Walentynki - jak o tym mysle, to mi sie niedobrze robi. Szczegolnie teraz, gdy tak wiele smutnych rzeczy sie dzieje dookola mnie. Po pierwsze smierc osoby, ktora znalam. Po drugie, problemy natury psychologicznej Pam (glebok depresja, zupelnie jak Marta...). Po trzecie, Thomas. Ale z Thomasem zawsze sa problemy. Thomasa pominmy.
Smierc Anki przyblizyla mi wizerunek polskiej szkoly - solidarnosci i braterskiej milosci miedzy ludzmi. Moze nie w kazdej szkole tak jest, ale ja kocham moje przyjaciolki jak siostry i dalabym za nie zycie. Tesknie za nimi bardzo. Gdybym umarla, albo umarla ktorakolwiek z nich, na pewno serce by nam z zalu pekalo. Nie wiem, czy moglabym byc kiedykolwiek calkowicie soba, gdybym stracila Marte, Kaske, Kaje... Nie wiem... A tutaj, w Stanach, gdzie otacza mnie tylu ludzi, nikt nie jest dla mnie prawdziwym przyjacielem. Po kilkunastu dniach wszyscy by o mnie zapomnieli, wymazali z glowy. I to nie o mnie tu chodzi. Tylko o Amerykanow. Oni nie przejmuja sie takimi rzeczami patrzac na przod i nie odwracajac sie za siebie. Zero romantyzmu. Zero emocji. Przyklad? Chociazby Pam i Kelley. Kiedy tylko nic sie nie dzieje, sa wielkimi przyjaciolkami. Kiedy Pam zerwala z chlopakiem, nie bylo przy niej Kelley, zeby ja pocieszyc i nikogo to nie zdziwilo.Nie chce zyc w takim swiecie. Chce, zeby ktos sie mna przejmowal i zeby ktos odwzajemnial, co do niego czuje. Nie ukrywam, ze szczegolnie chodzi mi tutaj o Thomasa, ktory jest dla mnie dobrym bratem, ale nic poza tym. Zero emocji. Zero uczuc. A ja jestem zawsze gleboko zadumana w ludzkie wnetrza.
Cholerny swiat. Niech go ktos naprawi.
Pozdroofka
:*